Święty Stanisław Kostka



Święty Stanisław Kostka

Stanisław Kostka nie był jedynakiem, bowiem miał dwie siostry i trzech braci. Odebrał w rodzinie wychowanie porządne, katolickie, ale i zdecydowanie twarde, w duchu skromności, pobożności i uczciwości. To w domu rodzinnym odebrał pierwsze nauki. Następnie Stanisław rozpoczął studia w szkole jezuitów w Wiedniu. Rozkład zajęć obejmował modlitwy, msze, nauki łaciny i niemieckiego. Również swój wolny czas poświęcał na „rzeczy dobre i pobożne”. Był w tym nadobowiązkowy, bowiem z czasem przystąpił do regularnego samobiczowania się, do tego stopnia, że osłabił organizm do granic wytrzymałości biologicznej. Na tak zwaną wówczas niemoc śmiertelną zapadł w grudniu roku 1565. Był wtedy pewien swej śmierci, miał nawet pewnego dnia widzenie Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Widzenie to odcisnęło się na życiu Stanisława, ponieważ doznał nagłego uzdrowienia, z poleceniem od Niepokalanej, by wstąpił do Towarzystwa Jezusowego.


Św. Stanisław Kostka miał trzech braci i dwie siostry. Śmiertelne szczątki rodziców i braci św. Stanisława spoczywają w kościele parafialnym w Przasnyszu, w kaplicy Kostków.


Rodzice św. Stanisława nie oddawali się rozkoszom, lecz wychowywali dzieci w wierze katolickiej. Postępowali ostro i twardo, napędzając dzieci do pobożności, skromności i uczciwości. W domu Świętego panowały stosunki patriarchalne i każdemu wolno było napominać dzieci.


Nie znamy bliższych informacji o latach dziecięcych św. Stanisława, poza jednym szczegółem. Otóż św. Stanisław był bardzo wrażliwy na brutalne żarty, dlatego ojciec w czasie przyjęć napominał gości w tej sprawie, gdyż jego syn może nawet zemdleć. Wielu świętych jako dzieci było bardzo wrażliwych na grzech, np. św. Dominik Savio w siódmym roku życia z okazji pierwszej Komunii świętej postanowił: "Raczej umrę, aniżeli zgrzeszę".


Św. Stanisław Kostka pobierał pierwsze nauki w domu rodzinnym. Przez ponad rok jego nauczycielem i wychowawcą był Jan Biliński. W swoim domu rodzinnym w Rostkowie Stanisław przebywał do czternastego roku życia. Wówczas w modzie było wysyłanie paniczów za granicę na studia, dlatego rodzice postanowili wysłać najstarszych synów – Pawła i Stanisława – do Wiednia. Wiedeń był miastem katolickim, w którym od niedawna jezuici założyli szkołę, która miała już swoją sławę. Uczęszczała do niej także młodzież z Polski. Stanisław i Paweł Kostkowie przybyli do Wiednia 26 lipca 1564, czyli dzień po śmierci cesarza Ferdynanda. Zatrzymali się w internacie prowadzonym przez jezuitów, jednak krótko tam przebywali, gdyż nowy cesarz Maksymilian w marcu kolejnego roku zabrał jezuitom internat, pozostawiając im jedynie szkołę. Kostkowie wraz ze swoim wychowawcą i kilkoma kolegami przenieśli się na stancję do domu dzierżawionego przez Kimberkera, zaciekłego luteranina. Dwaj jego koledzy po śmierci św. Stanisława wyznali ze łzami, że posuwali się nawet do kopania go, kiedy ten modlił się nocami, leżąc na ziemi krzyżem.


Wówczas szkołę jezuitów w Wiedniu zasilało ok. 400 uczniów. Regulamin gimnazjum mówił o tym, by uczniowie poprzez pobożność, skromność i poznanie przedmiotów ozdobili swój umysł, aby podobać się Bogu i pobożnym ludziom, a w przyszłości przynieść korzyść sobie i ojczyźnie. Zaprawić studentów do pobożności miała codzienna modlitwa przed i po lekcjach, codzienna Msza święta oraz comiesięczna spowiedź. Na pierwszym roku nauczano gramatykę, na drugim roku nauki wyzwolone, a na trzecim retorykę.


Początkowo nauka szła mu trudno, gdyż nie miał dostatecznego przygotowania, jednak już pod koniec trzeciego roku należał do najlepszych uczniów. Władał płynnie trzema językami: ojczystym, niemieckim i łacińskim. Uczył się również podstaw języka greckiego. Pozostały po nim zeszyty z uwidocznionymi błędami, podkreślanymi ręką nauczyciela. Zachowały się również notatki Stanisława w dyskusjach na problemy religijne, co wiązało się z tym, że jezuici w latach naporu protestantyzmu przygotowywali swoich uczniów do odpierania ataków na Kościół.


Te trzy lata pobytu w Wiedniu były w życiu Stanisława okresem rozbudzonego życia wewnętrznego. W tym czasie Święty znał tylko trzy drogi: do kolegium, do domu i do kościoła. Swój wolny czas spędzał na lekturze i modlitwie. Czuł nieodparty pociąg do kontemplacji, jednak w ciągu dnia nie mógł poświęcać na nią wiele czasu, dlatego oddawał się jej w nocy. Ponadto zadawał sobie pokuty i biczował się. Jego tryb życia nie podobał się jego bratu, kolegom i wychowawcy. Uważali to za nienormalne, a nawet niebezpieczne. Próbowali w dobrej woli skierować go na drogę „normalnego” postępowania, najpierw poprzez słowo, a później poprzez bicie, a nawet znęcanie się nad nim. Stanisław starał się im dogodzić, brał nawet lekcje tańca, lecz działanie łaski było zbyt potężne, aby mógł się jej oprzeć.


Nauka, intensywne życie wewnętrzne oraz praktyki pokutne osłabiły młody organizm chłopca. W grudniu 1565 roku był bliski śmierci. Był pewien, że umrze, lecz nie mógł otrzymać Wiatyku, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić katolickiego kapłana. Wtedy patronka dobrej śmierci, św. Barbara, w towarzystwie dwóch aniołów odwiedziła jego pokój i przyniosła mu Wiatyk. Podczas tej choroby objawiła się Świętemu Matka Boża i złożyła na jego ręce Dziecię Boże. Św. Stanisław Kostka doznał od niej cudownego uleczenia z poleceniem, aby wstąpił do Towarzystwa Jezusowego.


Nie było łatwo wykonać polecenie Matki Bożej, gdyż Jezuici nie przyjmowali kandydatów bez woli rodziców, a Stanisław nie mógł na to liczyć. W związku z tym zdobywa się na heroiczny czyn, organizuje ucieczkę, do której pieczołowicie się przygotował. Ucieczka miała miejsce 10 sierpnia 1567 roku, w uroczystość św. Wawrzyńca. Zachował się list napisany przez przełożonego domu jezuitów w Wiedniu, skierowany do generała zakonu, św. Franciszka Borgiasza. Widnieje na nim data – 1 września 1567 roku, więc został napisany tuż po ucieczce Stanisława. Dowiadujemy się z niego, że Stanisław zapragnął wstąpić do jezuitów od pierwszego zetknięcia z nimi, więc życzenie Matki Bożej było dla Niego potwierdzeniem z nieba, że Pan Bóg przyjmuje jego święty zamiar. W liście czytamy, że św. Stanisław prosił kilkukrotnie o przyjęcie do zakonu, lecz spotkał się z odmową. W liście Święty jest nazywany: szlachetnym cnotą; przykładem stałości i pobożności; mały ciałem, lecz wielki duchem. Z listu dowiadujemy się również, że św. Stanisław Kostka próbował przez legata papieskiego wpłynąć na zakon, aby go przyjęto. Podczas egzaminu do nowicjatu wyznał na piśmie, że już przed rokiem złożył ślub wstąpienia do zakonu.

Ucieczkę z Wiednia na gorąco opisał sam Stanisław w jednym ze swoich listów, pisanym do przyjaciela w czasie ucieczki. Opisywał jak dogonili go dwaj słudzy, przed którymi schował się do pobliskiego lasu. Po iluś dniach na koniu zauważył swojego brata, Pawła. Nie miał możliwości ucieczki, więc w strachu zbliżył się do jeźdźca i jako pielgrzym prosił go o jałmużnę. Brat szczęśliwie nie rozpoznał go, gdyż zamienił wcześniej swoje ubranie z przygodnym żebrakiem.


W plany św. Stanisława został wtajemniczony jezuita Franiszek Antoni, który dał młodzieńcowi list polecający do św. Franciszka Borgiasza oraz wskazał mu drogę do Augsburga. Na podstawie ustnej relacji lub korespondencji spowiednik zeznał, że w drodze św. Stanisław Kostka nie mógł przyjąć Komunii świętej w kościele protestanckim, dlatego otrzymał ją z rąk anioła. Św. Stanisław nie zastał w Augsburgu prowincjała, św. Piotra Kanizego, więc udał się do Dylingi. Przebył w końcu całą trasę, która z Wiednia do Dylingi miała ok. 650 km. Św. Stanisław trafił jednak w klasztorze na moment krytyczny, gdyż wystąpili z niego dwaj zakonnicy, zrzucili habit i przeszli na protestantyzm. Sytuacja ta wywołała silny ferment w klasztorze. Na czele zbuntowanych stanął niestety polski zakonnik. W tej sytuacji o przyjęciu Stanisława – Polaka nie mogło być mowy, jednak nie zatrzaśnięto przed nim drzwi. Św. Piotr Kanizy przyjął go na próbę i wyznaczył mu służbę u konwiktorów: sprzątanie pokoi oraz pomaganie w kuchni. Jeszcze tego samego roku, 28 października, Stanisław wraz z dwoma innymi kandydatami został skierowany do Rzymu. Przełożony generalny przyjął do nowicjatu św. Stanisława, dzięki poleceniu prowincjała Niemiec. Nowicjat znajdował się przy kościele św. Andrzeja i było w nim wtedy ok. 40 nowicjuszów, w tym 4 Polaków.

Rozkład zajęć nowicjuszów obejmował: modlitwę, pracę umysłową i fizyczną, posługi w domu i w szpitalach, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i o sprawach kościelnych oraz konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości. Stanisław wreszcie osiągnął cel życia i czuł się szczęśliwy, jednak na wiadomość o jego pobycie w nowicjacie zakonnym, jego ojciec postanowił za wszelką cenę go wydobyć stamtąd. Wysłał do syna list pełen wymówek i gróźb, jednak ten odpisał, że powinien dziękować Panu Bogu, że wybrał syna na swoją służbę. Wszelkie wysiłki jego ojca rozbiły się o wolę Stanisława, który był dorosły i miał prawo decydować o swoim losie.


Za kilka dni zbliżało się święto Matki Bożej Wniebowzięcia. Stanisław z wielkim zapałem opowiadał kolegom, jak pięknie muszą ten dzień obchodzić aniołowie i święci w niebie. Dodał również: „Jestem pewien, że będę mógł w najbliższych dniach osobiście przypatrzeć się tym uroczystościom i w nich uczestniczyć”. Dnia 10 sierpnia w prostocie serca napisał list do Matki Bożej i ukrył go na swojej piersi. Podczas przyjmowania Komunii świętej, prosił patrona dnia, św Warzyńca o orędownictwo, aby w uroczystość Wniebowzięcia Maryi mógł odejść z tego świata. Jego prośba została wysłuchana. Wieczorem tego samego dnia Stanisław źle się poczuł. 13 sierpnia znacznie wzrosła gorączka i przeniesiono go do infirmerii. W wigilię Wniebowzięcia miał silne mdłości i zemdlał. Miał zimne poty, poczuł silne dreszcze, a z ust zaczęła sączyć się krew. O północy zaopatrzono go na drogę do wieczności. Poprosił, aby położono go na ziemi. Jego prośbę spełniono. Przepraszał wszystkich. Podano mu do ręki różaniec, a on ucałował go i wyszeptał „To jest własność Najświętszej Matki”. Zapytano go czy nie ma jakiegoś niepokoju, lecz on odparł, że nie, gdyż ma ufność w miłosierdziu Bożym i zgadza się zupełnie z Bożą wolą. Jak zeznał naoczny świadek, o. Warszewiecki, nagle Stanisław zatopił się w modlitwie, jego twarz zajaśniała tajemniczym blaskiem, przeszedł oczami po otoczeniu. Zapytany: czego sobie życzy, odpadł, że widzi Matkę Bożą z orszakiem świętych dziewic, które po niego przychodzą. Tuż po północy 15 sierpnia 1568 roku przeszedł do wieczności.

Wieść o tej pięknej śmierci polskiego młodzieńca rozeszła się lotem błyskawicy po Rzymie. Zwłoki młodzieńca wbrew zwyczajowi zakonu przyozdobiono kwiatami. Z polecenia generała zakonu włożono ciało do drewnianej trumny, co również w tamtych czasach w zakonie było rzadkim wyjątkiem. Mistrz nowicjatu o. Juliusz Fazzio z polecenia św. Franciszka Borgiasza napisał żywot Stanisława, który rozesłano po wszystkich domach Towarzystwa. O. Warszewicki ułożył dłuższy żywot.


Podczas obrzędów pogrzebowych do Rzymu przybył brat Stanisława, Paweł, gdyż ojciec polecił, aby zmusił Świętego do powrotu do domu. Gdy Paweł zobaczył, jak wielką czcią jest otoczony Stanisław, wzruszył się i był to początek jego nawrócenia. Gdy dwa lata później otwarto grób Stanisława, znaleziono jego ciało nietknięte rozkładem.


W 1674 roku papież Klemens X ogłosił Stanisława Kostkę jednym z głównych patronów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litwy. Fakty te Stolica Apostolska uznała za akt beatyfikacji, a Stanisław Kostka został pierwszym, który dostąpił chwały ołtarzy w Towarzystwie Jezusowym. W 1714 roku papież Klemens XI wydał dekret kanonizacyjny. Samego aktu kanonizacji dokonał jego drugi następca, Benedykt XIII, w 1726 roku. W 1926 roku w 200-lecie kanonizacji odbyła się uroczystość sprowadzenia do Polski małej części jego relikwii. W uroczystościach tych wziął udział sam prezydent państwa, Ignacy Mościcki. Relikwia głowy św. Stanisława umieszczona jest w nowicjacie jezuickim, w w Gorheim koło Sigmaringen. Jego ciało spoczywa w kościele św. Andrzeja w Rzymie, w jego ołtarzu po lewej stronie.